Recenzja spektaklu Ukochany kraj, umiłowany kraj – Przyjazny kraj?

Przyjazny kraj? - Joanna Marcinkowska

Spektakl pokazywany w ramach przestawień finałowych pierwszego etapu 4. Konkursu na Najlepszy Spektakl Teatru Niezależnego „The Best Off", organizowanego przez Fundację Teatr Nie-Taki.

Teatr tańca to taki rodzaj teatru, który w odbiorze prawdopodobnie na pierwszym miejscu powinna cechować wrażeniowość. To często nie konkretna historia, ale zbiór symbolicznych, poetyckich scen na dany temat. Tak było i w przypadku widowiska „Ukochany kraj, umiłowany kraj" zielonogórskiego teatru Physical ArtHouse, do którego choreografię stworzył Marek Zadłużny, w ścisłej współpracy z zespołem.

 

Mała, ale profesjonalnie wyposażona, klimatyczna aula Młodzieżowego Domu Kultury i Edukacji „Dom Harcerza" w Zielonej Górze – tu dzieje się teatralna magia. Na początek zapowiedź: głos z offu nadaje standardowy komunikat, że witamy i wyłączamy telefony, a wyjścia ewakuacyjne są tam. Ale – zanim usłyszymy te słowa na scenę wychodzi aktor, który stanie za włączonym wiatrakiem (urządzenie od początku stoi scenie). Wiatrak ma przyczepione biało-czerwone tasiemki, które nieustannie unosi strumień powietrza. Podczas komunikatu, aktor gestem ilustruje słowa: przypomina to prezentację instrukcji bezpieczeństwa w samolocie. Po wyjściu aktora, który zabiera ze sobą urządzenie, gaśnie światło.

 

Z ciemności wyłania się delikatny kształt – zarysy rąk i nóg jakiegoś tworu, zbiorowego organizmu, który za chwilę rozbije się na kobiety i mężczyzn. Aktorzy ubrani są skąpo, wyzywająco. Na tle jasnych ciał odcinają się czarne paski kostiumów, które niemal jednoznacznie kojarzą się z erotyzmem. Scena jest pusta, wokół czarne kulisy i horyzont: jest to ascetyczna, ale bardzo mocna impresja taneczna. Obrazy są wyraźne, podkreślone światłami, które jednak często zostawiają część sceny w mroku. Światło wyciąga z mroku mniej lub więcej: tyle, ile trzeba. Od początku widać także perfekcję i precyzję w wykonaniu tancerzy: nie ma miejsca na zbędny gest, na pomyłkę. Aktorzy są maksymalnie skupieni, wysyłają widzom skumulowaną energię.

 

Jeśli chodzi o warstwę dźwiękową, to współczesna muzyka klubowa (tak ją umownie nazwijmy) zostaje dwukrotnie „złamana". Przez utwór, który stał się tytułem spektaklu oraz „Wonderful life". Kiedy z głośników słyszymy nagle „Ukochany kraj" w wykonaniu Państwowego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca „Mazowsze", nie tańczą do niego ludzie w tradycyjnych strojach. To dalej te same postaci. Tańczą do ludowej muzyki, ale są odarci z „ludowości". Tworzy to niezwykły kontrast, choć na scenie wiruje wtedy tylko kobieta z mężczyzną. Drugi „sielankowy" utwór („Wonderful life" zespołu Black) wprowadza dziwną atmosferę, bo jest lekki i spokojny, mówi o rzeczach pozytywnych, a na scenie widzimy nerwowy, zautomatyzowany w ruchach obrazek.

 

Spektakl Physical ArtHouse nie pokazuje wolności, tylko zniewolenie. Nawet, jeśli jest ono pozornie niewidoczne. To nie jest przyjazna przestrzeń ani przychylny tytułowy „Ukochany kraj, umiłowany kraj". Tu człowiek zachowujący się inaczej (niestandardowo?) często drży o siebie, o swoją odmienność. Widać zło oraz spętanie przez konwencje społeczne, które tworzą (powstające często tylko w naszych głowach) ograniczenia. Pod koniec spektaklu aktorzy symbolicznie zakładają sobie kagańce: jakby musieli to zrobić, żeby przetrwać. Poza tym i tak się nie odezwą, ponieważ jest to spektakl bez słów, kaganiec ogranicza dodatkowo, dopełnia też niepokojące kostiumy.

 

Niezwykli tancerze (Marta Pelińska, Kalina Grupa, Natalia Hass, Marek Zadłużny, Radosław Bajon, Gabriel Zaborniak) patrzą widzom prosto w oczy, jakby mówili: a Ty? Potrafisz się uwolnić i żyć tak jak chcesz? To dla ciebie przyjazny kraj?

 

Joanna Marcinkowska

Dziennik Teatralny
31 maja 2022