Relacja Festiwalu Sfera Ruchu 2016. W Sferze Ruchu, poza sferą marzeń

W Sferze Ruchu, poza sferą marzeń

5 lat Pracowni Teatru Tańca, 2016-02-26 – 2016-02-28


W ostatni weekend lutego w Zakładzie Animacji Kultury i Andragogiki Uniwersytetu Zielonogórskiego odbył się przegląd spektakli pod hasłem SFERA RUCHU, zorganizowany przez Pracownię Teatru Tańca, z okazji jej piątych urodzin. Oprócz czterech autorskich premier zielonogórskich tancerzy, wydarzenie uświetniły gościnne występy teatrów tańca Akro z Torunia i Enza ze Słupska oraz Teatru Terminus A Quo z Nowej Soli.

 

Pierwszego dnia obchodów jubileuszu widzowie mieli okazję obejrzeć dwa krótkie spektakle przygotowane przez toruński zespół teatru tańca. Pokazy zainaugurowało przedstawienie „Boja" według choreografii Joanny Miś-Fudali. Dwuznaczny tytuł, który może być rozumiany zarówno jako odniesienie do pływającego obiektu nawigacyjnego, jak i do zbitki słów „bo ja..." użytych naprędce przez tłumaczącą się osobę, sugerował, że będzie to opowieść o determinacji i nieustannej walce o utrzymanie się na powierzchni. Rzeczywiście, tancerze (Aleksandra Dziwulska, Kinga Ulatowska, Aleksandra Lichocka i Krzysztof Skibicki) ukazali w nim smutną codzienność zwykłego reprezentanta cywilizacji Zachodu, który zmusza się do ciągłej szarpaniny i coraz szybszego biegu, byle tylko nadążyć za zmieniającą się rzeczywistością. Co jednak warte podkreślenia, nie ograniczyli się oni do przedstawienia samego procesu, w jakim uczestniczą bohaterowie, ale uwypuklili związane z nim konsekwencje. Wykreowane przez nich postacie raz po raz zastygały w pełnych napięcia, dziwnych gestach, które można interpretować jako odwołanie do stosowanego na statkach kodu flagowego, z pomocą którego zagubieni marynarze proszą o wskazanie odpowiedniego kierunku (by stale unosić się na powierzchni, trzeba wszak wiedzieć, dokąd się płynie) bądź do nerwicy natręctw wywołanej ciągłym stresem i uciskiem społecznych konwencji, kształtujących już nie tylko nasze umysły, ale i ciała, coraz to bardziej podporządkowywane powszechnie akceptowanym sposobom autoprezentacji.

 

Spektakl „Ślady", opracowany i wykonany przez Joannę Miś-Fudali i Martę Pańkę, był natomiast opowieścią o stawaniu się, upływie czasu i towarzyszących mu nieuchronnych zmianach, z jakimi zmaga się każdy z nas. Tancerki stworzyły bardzo ciekawą i spójną kompozycję, opartą na złożonym zamyśle artystycznym. Ich układ obrazował walkę dwóch sił, którą można interpretować na wiele sposobów. Przypominała ona wewnętrzną szamotaninę człowieka pragnącego się rozwijać i iść dalej, lecz jednocześnie blokowanego przez lęki i obawy o to, jaki się stanie, kiedy przekroczy już swoje granice. Jednocześnie wywoływała jednak także skojarzenie z tradycyjnym międzypokoleniowym konfliktem, opartym na buncie dzieci, które obiecują sobie, że nie upodobnią się do rodziców, pragnąc za wszelką cenę kroczyć własną drogą. Osadzone w takim kontekście zmagania tancerek budzą konotacje z wieloma dziełami filmowymi, takimi jak „Szare ogrody" czy „Arizona dream", obrazującymi trudne relacje matki z córką.

 

Zdecydowanie najlepszym występem toruńskiej grupy był jednak zaprezentowany drugiego dnia przeglądu spektakl „Cebulowa z parówkami", zrealizowany jako projekt PańFu. Przedstawienie, opracowane oraz wykonane przez cztery tancerki (Joannę Miś-Fudali, Magdalenę Bujalską, Martę Pańkę i Małgorzatę Pośpiech) z godną podziwu wirtuozerią i dbałością o detal, opowiada historię osnutą wokół stołu – przedmiotu kulturowo postrzeganego jako symbol rodzinnych więzi. Spotkania przy stole podczas codziennych posiłków, gier, rytuałów, uroczystości i ważnych dyskusji przez wieki opisywano jako wyjątkowe chwile, zbliżające do siebie ludzi, którzy po całym dniu pracy nareszcie mogą być razem. „Mistrzynią" stołu, dzięki której i poprzez którą dochodzi do tego doniosłego aktu jest oczywiście kobieta – żona lub matka, gotująca obiad według receptury prababci, skrzętnie przechowywanej w opasłym zeszycie pełnym mądrych porad. Spektakl PańFu w ironiczny sposób zderza ów mit z rzeczywistością. Klamrowa kompozycja, zgodnie z którą akcję rozpoczyna i kończy tytułowa zupa cebulowa z parówkami – w pierwszej scenie gotowana przez jedną z aktorek, a w ostatniej jedzona przez całą czwórkę – buduje atmosferę domowego spotkania przy obiedzie (nawet na widowni unoszą się smakowite zapachy!). Sielski klimat szybko okazuje się jednak zwykłą iluzją. Kolejne zasiadające do stołu tancerki wykonują bowiem szereg omdlewających ruchów wskazujących na senność, zmęczenie i rezygnację. Stopniowo nadbudowywane, układają się one w czytelne sekwencje obrazujące codzienną rutynę. Budzi to nieodłączne skojarzenie z kultową animacją Rybczyńskiego pt. „Tango", ukazującą dwadzieścia osób, które tak bardzo skupiają się na wykonywaniu swoich czynności, że nie są nawet w stanie dostrzec siebie nawzajem, choć znajdują się w jednym pokoju. Kiedy bohaterki wychodzą wreszcie z owego transu, stół zostaje przez nie ustawiony pionowo. Tworzy wówczas ścianę, której nie da się pokonać. Jedna z tancerek próbuje się po niej wspiąć, by dostać się do pozostałych, jednak wszystkie jej wysiłki spełzają na niczym. Szukając innego sposobu na ominięcie bariery, puka w stół jak w zamknięte drzwi, lecz w odpowiedzi słyszy tylko „zajęte". W „Cebulowej z parówkami" stół (wyjątkowo dobrze ograny rekwizyt) okazuje się zatem czymś w rodzaju zamkniętego portalu. Paradoksalnie zaczyna funkcjonować jako symbol braku porozumienia między ludźmi, którzy są zbyt zmęczeni lub zajęci, by znaleźć czas na normalną szczerą rozmowę. Artykułowanie przepisu na zupę w wielu różnych językach w zakończeniu przedstawienia akcentuje powszechność tego zjawiska we współczesnym świecie.

 

Kuluarowe dyskusje na temat prezentowanych spektakli drugiego dnia przeglądu zdominował jednak kontrowersyjny występ Teatru Terminus A Quo, pt. „Spokojnie". Wyreżyserowany przez Edwarda Gramonta spektakl, zainspirowany „Nagim lunchem" Williama Burroghsa i „Rokiem 1984" George'a Orwella, to uderzająca surrealistyczna wizja życia w totalitarnym państwie, zadręczającym obywateli (w których wcielili się: Magdalena Budzyniak, Adriana Boś, Agata Wojtkowiak, Agnieszka Małecka, Cezary Molenda i Konrad Gramont). Przepełnieni lękiem i zezwierzęceni, stopniowo popadają oni w szaleństwo.

 

Sposób obrazowania paranoi przybiera tu wyjątkowo świeżą i efektowną formę. W pierwszej części przedstawienia aktorzy ubrani w szare prochowce krążą jak w transie wokół wyznaczonego sznurem, umownego okręgu, który symbolizuje tryby bezlitosnego systemu. Już na pierwszy rzut oka widać, że bohaterowie mogliby się z niego uwolnić. Zmanipulowani i uwikłani w jego machinę, tępo powtarzają jednak sylaby zasłyszanych w informacyjnym szumie wyrazów, układając je w ponure opowieści, które oddają ich obsesje. Wyjątkowa długość i monotonia tej sceny przytłacza widzów, sprawiając, że zaczynają się czuć częścią przerażającego systemu. Wówczas do grona bohaterów dołącza nowa, wyrazista postać – buntownik stanowiący kontrast dla ich zachowania, a na scenie wybucha prawdziwe szaleństwo. Bohaterowie zaczynają do siebie strzelać, usiłują złapać rewolucjonistę w sieć, zatracając się w zwariowanej gonitwie, układają swoje ciała w bezładny stos i snują obsceniczne opowieści o życiu w Anexii.

 

Organizujące spektakl napięcie bardzo udzieliło się publiczności i najwyraźniej wywarło na odbiorcach duże wrażenie. Warto zauważyć, że o jego sile zdecydowała nie tylko oryginalna fantasmagoryczna wizja Edwarda Gramonta, ale także wysiłek aktorów, dla których niebywałe tempo pokazu było z pewnością prawdziwym testem fizycznej wytrzymałości.

 

Ostatnim przedstawieniem zaprezentowanym w ramach SFERY RUCHU na scenie Zakładu Animacji Kultury i Andragogiki było „Niepodobieństwo", wykonane przez Teatr Tańca Enza. Premierowy spektakl według choreografii Gabrieli Keller-Janus dotyczył walki jednostki z uwarunkowaniami, wśród których przychodzi na świat i które prędzej czy później mogą zdominować jej zachowania. Choć cały układ sprawiał wrażenie nieco chaotycznego, tancerkom (Klaudii Janus, Mai Stankiewicz, Klaudii Szamal, Martynie Majewskiej i Wiktorii Banaszewskiej) udało się dobrze oddać wewnętrzne rozdarcie, towarzyszące dorastającym młodym ludziom, którzy próbują zerwać z narzuconymi im schematami. Hipnotyzujący moment, w którym pełzają wokół ciasnej zamkniętej przestrzeni, naprawdę elektryzował!

 

Pomimo radosnej atmosfery towarzyszącej obchodom piątego jubileuszu zielonogórskiej Pracowni Teatru Tańca, uświetniające go spektakle niosły ze sobą smutną refleksję dotyczącą kondycji współczesnego człowieka. Przypomniały one odbiorcom, że otaczająca nas rzeczywistość ulega coraz szybszym przemianom, za którymi trudno, co sprawia, że łatwiej jest myśleć o niej jako o sferze ruchu niż marzeń.

 

Agnieszka Moroz
Dziennik Teatralny
5 marca 2016