Jedność w różnorodności, czyli weekend w Sferze Ruchu

Jedność w różnorodności, czyli weekend w Sferze Ruchu

Sfera Ruchu, czyli inicjatywa, której celem jest prezentacja spektakli i integracja środowiska związanego z szeroko rozumianym teatrem tańca, realizowana jest w trzech ośrodkach. Choć kończą się właśnie zapisy na toruńską edycję festiwalu, my pamięcią sięgamy jeszcze do marcowego spotkania w Nowej Soli.

 

W tym roku festiwal odbył się tam pod hasłem Tribute to impro, które miało podkreślić tradycje taneczne organizatorów i zielonogórskiego ośrodka ruchowego. Całe wydarzenie ma charakter kuratorski i skierowane jest do artystów zajmujących się tańcem zarówno zawodowo, jak i niezawodowo lecz profesjonalnie.

 

Naszym okiem Sfera Ruchu, to przede wszystkim przestrzeń wspólna - artystów, krytyków, kuratorów i widzów oczywiście. To przestrzeń na eksperyment, poszukiwanie, refleksję, na odczuwanie i dawanie jednocześnie. To miejsce gdzie twórca w końcu staje się również widzem i odwrotnie. Wreszcie to przestrzeń dialogu - dyskusji, wymiany wiedzy i wizji tego czym jest ruch. Tę wielowarstwowość festiwalu wyraźnie odzwierciedlał jego repertuar - od zespołów amatorskich, przez formacje, duety, poszukujących solistów na artystach z wieloletnim stażem i doświadczeniem scenicznym kończąc. Trudno ubrać to w jedną spójną całość, bo wydaje się brakować tu jasnego kryterium doboru prezentacji. Jedno natomiast jest pewne - Sfera Ruchu, to miejsce otwarte na nowe i inne. Z pośród tych nowych i innych propozycji wybrałyśmy kilka, o których chcemy wspomnieć nieco więcej.

 

Na początek gospodarze - na scenie mogliśmy oglądać artystów z zielonogórskiej Pracowni Teatru Tańca w aż dwóch odsłonach i w obu przypadkach nie można odmówić im wysokiego poziomu techniki tańca i ostrości wyrazu artystycznego. Tancerze zaprezentowali choreografie Marka Zadłużnego: Staminę i 9.81. Wiodącą osią pierwszej z nich stało się doświadczenie kryzysu. Stan, jaki towarzyszy człowiekowi w warunkach ekstremalnych, odzwierciedlały zarówno ruch tancerzy, efekty świetlne, jak i geometryczne wizualizacje, które ulegały nieustannej dezintegracji i formowały się od podstaw. Efekt ten osiągnięto poprzez minidrgania, zrywy i upadki ciał. Ruch zdecydowany, ale jednocześnie czymś ograniczony. To wszystko wprawiało widza w nastrój niepokoju, nieuchronnie zbliżającego się rozszczepienia, które po fazie chaosu ostatecznie kończyło się ukształtowaniem nowej struktury. W przypadku Staminy można mówić o grupowym pulsie, sprzężeniu w obrębie grupy, która na działanie jednostki reagowała silnym napięciem, a w efekcie wyparciem stanu obecnego. To właśnie przełomy i przejścia z jednego stanu w drugi, były najciekawsze.

 

Druga propozycja Pracowni podejmowała temat zgodności myśli i sądów oraz myśli i postaw. Co w przypadku gdy elementy te są ze sobą sprzeczne? Co jeśli dłonie staną się pośrednikiem szczerych myśli? Napięcie jakie wytwarza nasz umysł, chcąc pozbyć się nieprzyjemnych emocji, promieniuje na nasze działania. Za sprawą tego społecznego dysonansu tancerze zaczęli piętnować swoje ciała, kreśląc na nich obelgi w naocznym akcie mowy nienawiści. Ten „marker bez cenzury”, czasem naiwnie rozumiany jako wolność słowa, tu stał się przede wszystkim narzędziem dyskryminacji i izolacji tancerzy. Skutkiem tych zachowań była całkowita bezradność jednego z tancerzy. Nagi i bezbronny wobec otaczającego go hejtu, wymownie zakończył pokaz 9.81.

 

Pora na Olsztyn i Over ground. Grupa Pryzmat (w składzie Paulina Spiel, Marta Jakimi-cha, Łukasz Szleszyński, Monika Parafiniuk i Katarzyna Rutkowska) pod kierownictwem Katarzyny Grabińskiej przywitała nas istną wykładnią umierania. Over ground to historia, w której najbardziej przerażająca scena uderza już w pierwszej sekundzie. Golenie głowy, choć czynność całkiem ludzka, tu przywoływała na myśl te najbardziej nieludzkie odruchy w historii naszej cywilizacji. Do tego lampka czerwonego wina, śmiercionośna mikstura pozostawiająca krwawy ślad na ustach tancerzy. Co tak naprawdę dzieje się w momencie gdy jedną nogą jesteśmy już po drugiej stronie? Na nowosolskiej scenie dusza walczyła do ostatniego momentu, mimo że wyrok zapadł już z pierwszym spadającym włosem. Jedyne co zostało, to cielisty korpus, to gołe ciało wypełnione resztką ducha, który w nieudolnych pląsach odgrywa swój ostatni spektakl. Tancerze z Olsztyna dotknęli tematu umierania na wielu poziomach: społeczno-politycznym, ideologicznym, emocjonalnym i czysto praktycznym, zmuszając nas do refleksji nad złożonością i różnorodnością tych elementów. W dodatku zrobili to na wysokim poziomie choreograficznym i tanecznym. Wspaniałe duety, sola i układy grupowe - przemyślany rysunek i jasna kompozycja ciał. Całość zamyka toast, ot viva la vita.

 

Zdecydowanie istotnym elementem festiwalu były prezentacje przygotowane przez młodych Twórców. Znaczna część z nich dobitnie pokazuje, że młode pokolenie tancerzy ma wiele do powiedzenia i co najważniejsze ma na to pomysł, który jest konsekwentnie realizowany. Na szczególna uwagę zasłużył spektakl Pracowni Tańca Teatru Znak. Pracownia to inicjatywa artystyczna, której założycielką i kierowniczką artystyczną jest Natalia Murawska. Od 2016 roku funkcjonujący w Gdańsku zespół współtworzą również Anna Zglenicka, Magdalena Kowala, Joanna Woźna. Ten młody, interesujący kolektyw dał się poznać w Nowej Soli dzięki spektaklowi HER(T)Z. Na niespełna godzinę tancerki zabierają widzów w podróż do świata o estetyce peerelowskiej prywatki suto zakrapianej… mlekiem. W spektaklu ciało, jego ruch, oddech, ale też tekst i rekwizyt grają niemal równie ważne role. HER(T)Z to kompleksowo przemyślany i przygotowany spektakl, który wciąga widza od pierwszej minuty, nie puszczając go aż do samego końca. Karuzela komizmu i tragizmu nie pozostawia odbiorców obojętnymi, a słowa piosenki wykonywanej przez Natalię Murawską Kiedy byłam małą dziewczynką… dźwięczą nam w głowie jeszcze kilka dni. To z resztą zdecydowanie najlepiej podany tekst spośród wszystkich spektakli, jakie miałyśmy szansę zobaczyć w Nowej Soli. Energetyczne, organiczne kompozycje choreograficzne przeplatane udramatyzowanymi scenami, budują pełnowymiarowy spektakl, którego dużą siłą jest świetne oddanie nastroju i specyficznego klimatu tworzonego na scenie przez tancerki. Estetyka oraz wizja teatru tańca, jaką prezentują artystki Pracowni Znak, nie tylko przemawia do naszych osobistych preferencji, ale pokazuje, że zdecydowanie warto zwracać uwagę na młodych niezależnych artystów, którzy coraz śmielej wychodzą z cienia znanych i szanowanych teatralnych nazwisk.

 

Kolejną prezentacją, której warto poświecić chwilę uwagi była solowa praca Elizy Kindziuk SEE ME, która podczas tegorocznej Sfery Ruchu miała swoją premierę. Poruszające i bardzo dobrze technicznie przygotowane solo podejmowało temat bliski wielu kobietom, w szczególności, choć nie tylko, tancerkom – akceptacji własnego ciała. Kindziuk opierając się na osobistych doświadczeniach interpretuje temat zaburzeń odżywiania, które zdaniem artystki stanowią jeden z poważniejszych problemów XXI wieku. Publiczność prowadzona tańcem przez stany emocjonalne bohaterki, obserwuje próby walki z chorobą oraz jej efekty – wyniszczenie ciała i umysłu. Całość zachowana jest w dobrze przygotowanej i przemyślanej konstrukcji choreograficznej, spójnej i konsekwentnej, ujętej w dosyć klasyczne struktury produkcji o charakterze contemporary dance. Osobiste zaangażowanie artystki i inteligentnie opracowana kompozycji sola poruszają dojrzałością. I choć całość może wydawać się nieco zachowawcza w formie, to zdecydowanie uplasowała się wśród naszych faworytów.

 

Podsumowując nasze rozważania na temat nowosolskiej Sfery Ruchu nie sposób nie dojść do wniosku, że tak szeroko zakrojona formuła jest interesującym i potrzebnym wyzwaniem. I za podjęcie tegoż należy podziękować organizatorom. Choć w naszym osobistym odczuciu, warto byłoby rozbić wszystkie prezentacje na dłuższy czas. Dwa dni, które spędziłyśmy w Nowej Soli były tak intensywne, że zabrakło nam chwili na oddech i refleksję. Prezentacje spektakli, warsztaty i panele dyskusyjne, to atrakcje, które zaserwowali nam organizatorzy, a ponieważ każda z nich była dla nas interesująca, nie mogłyśmy sobie odmówić uczestniczenia w żadnym z elementów festiwalu. Zrozumiałym jest, że osiągnięcie idealnych kompromisów jest trudne i w zderzeniu z ograniczonym czasem, trudno rezygnować z któregoś z istotnych aspektów idei wydarzenia. Z pewnością możemy też stwierdzić, że podobnych inicjatyw – spajających środowisko szeroko rozumianego tańca - zdecydowanie brakuje. Weekend w Nowej Soli przypomniał nam jak obszernym zagadnieniem jest teatr tańca i jak różnie ukształtował się on przez lata na artystycznej mapie Polski. Sfera Ruchu to inicjatywa zapoczątkowana w 2010 roku. Czas pokazuje, że festiwal ma się dobrze, a idea zderzania w środowisku różnych frontów: zróżnicowanych na płaszczyźnie wieku, doświadczenia, profesjonalizacji, technik czy estetyki, jest ważna i potrzebna. Otwarta formuła stwarza pewne zagrożenia, kusi do nadmiaru wrażeń i wymaga od widza pewnej dyscypliny, ale przecież nikt nigdy nie twierdził, że sztuka, szczególnie ta teatralna, będzie łatwym wyzwaniem tak dla artystów, jak i dla odbiorców. My tymczasem z niecierpliwością oczekujemy na emocje, które zaserwują nam organizatorzy podczas kolejnej edycji Sfery już wkrótce, w Toruniu.

 

Joanna Brodniak, Katarzyna Zioło

28 maja 2019